niedziela, 1 marca 2009

Recenzja: Fisz Emade - Heavi Metal



Powrót do klasycznego brzmienia hip-hopowego duet braci Waglewskich zapowiadał już „Piątkiem 13.” z 2006 roku. Zapędy przeintelektualizowanych wybiegów artystycznych, które nazywając choćby okołohip-hopowowymi popełniamy spore nadużycie, a nie rozumiał ich chyba nawet sam Fisz, odeszły na dobre w niepamięć. Na „Heavi metal” nadal mamy w niektórych numerach drażniący megafon, ale Fisz jest znów raperem, rapującym w dodatku do genialnie wysmażonych bitów.

W zgodnej opinii wszystkich krytyków to Emade jest największym atutem krążka. Surowe, „garażowe” wręcz, acz jednocześnie ciepłe i różnorodne brzmienie przywodzi na myśl oldschoolowe złote czasy hip-hopu z lat 80. Mocny rockowy riff w „Iron Maiden” dla stęsknionych za Beastie Boys. Nie jest jednak monotonnie. Doczekamy się zarówno żywej perkusji, gitary elektrycznej, ale także nowocześniejszych brzmień - przypominający ostatnią twórczość The Roots genialny „Szef kuchni”. Na płycie dominują jednak klasyczne brzmienia, co w połączeniu z jej tytułem od razu wyjaśnia nam koncepcję duetu na album. Powrót do lat 80. odzwierciedlają także teksty Fisza, które traktują o ówczesnych inspiracjach muzycznych (padają takie nazwy jak Iron Maiden, Sodom, Anthrax, Sex Pistols) czy fascynacjach kobietami, albo raczej dziewczynami. Niestety odnosi się wrażenie (i słusznie!), że gdzieś to się już (i to u Fisza!) słyszało. Ciekawy storytelling o zabarwieniu damsko-męskim („Heavi metal”) w słynnej „Czerwonej sukience” czy tekst o zdradzie (singlowa „Wiosna ‘86”) vide „Sznurowadła”. Bartek Waglewski zrezygnował także z ton barwnych nadzwyczaj porównań, które akurat mnie bardzo przypadły do gustu. Lirycznie i technicznie jest to jednak najwyższa półka w Polsce. Metaforyka, niedopowiedzenia, obrazowe opisy – jakościowo nie zawodzi, może wręcz nadal zachwyca. Irytować mogą za to śpiewane refreny. Odpowiadający za nie Sqbass to chyba najsłabszy punkt albumu. Minusem jest też to, że druga część płyty stoi już na nieco gorszym poziomie (poza ostatnim „666”) i potrafi znudzić.

Podsumowując: Fisz i Emade fundują nam około 50 minut klasycznego hip-hopowego brzmienia i intelektualnej zabawy słownej na wysokim poziomie, a to wszystko poparte oryginalnym konceptem na ogół. Brawo!

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz